sobota, 9 lipca 2011

Matematycznie niekumaci, czyli biednych dzieci bolączki

Ostatnio trafiłem na dość ciekawy artykuł, a raczej list, jednej z maturzystek - zachęcam do przeczytania go przed połknięciem moich wypocin, by móc wyrobić sobie opinię na jego temat, opinię nie skalaną moimi złośliwościami. List jest pełen rozgoryczenia i rozpaczy. Jest to bowiem list tegorocznej maturzystki, której nie udało się zdać obowiązkowej matury z matematyki. Niezdanie to oczywiście stało się bodźcem do krzyczenia wszem wobec jaki to świat jest niesprawiedliwy, że ludzi, którzy z matematyką nie chcą mieć nic do czynienia, zmusza się do katorżniczej pracy przez całe lata i uczestniczenia w zbiorowej rzezi, jaką jest egzamin dojrzałości mający przetestować ich wiedzę i obycie w styczności z królową wszelkich nauk. Ja na to wszystko mówię jednak tylko jedno: HAHAHAHAHAHA.


No dobra, nie tylko jedno, bo teraz powiem, a raczej napiszę, coś więcej. Zacznijmy może od tego, co to znaczy maturę zdać. Ja sam nie wiedziałem - wychowałem się na starym i sprawdzonym systemie ocenowym, procenty dla mnie od zawsze wiązały się z zupełnie czymś innym, czymś dużo przyjemniejszym. Ile więc trzeba mieć magicznych procent(ów?) z egzaminu, by można go uznać za zdany? 30. Tak, 30. Dowiedziałem się niedawno i byłem w szoku. 30%? No bez jaj. Serio? 30%? Pierwsze pytanie po tych przed chwilą wspomnianych, które zrodziło mi się w głowie, brzmiało "to da się coś napisać na mniej?". Drugie, w ramach powtórki z rozrywki, znów powróciło do "ale naprawdę 30%?".

Zanim przejdę dalej zatrzymam się jeszcze przez chwilę na fakcie, że autorka rzeczonego listu zdała maturę rozszerzoną z języka polskiego na 100%. Z tego powodu, czapki z głów. Zdejmować, ale już! Jedno tylko mi nie daje spokoju. Jak osoba, która w liście napisała "TĄ matematykę" oraz "mimo, że", mogła dostać 100%? Te błędy JA, jebany matematyk pełną mordą, zauważyłem! Skoro w takim krótkim liście znalazły się takie dwa babole, to aż strach pomyśleć co musiało trafić do wypracowania na kilka stron. Chyba że już się wypracowań na kilka stron podaniowych na maturze z polskiego nie uprawia, ale wówczas co to jest, kurwa, za matura z polskiego?!

Zostawmy jednak polonistyczne kompetencje dziewczyny, skupmy się natomiast na jej powoływaniu się na wolny wybór i tym podobne bzdury. Twierdzenie, że obowiązek maturzenia z matmy jest ograniczaniem swobody obywatelskiej (bo chyba tego ma dotyczyć "walka o wolny wybór") to jeden z większych debilizmów, jakie słyszałem. Wypieprzmy wszystko z matury, niech każdy sam sobie decyduje z czego i w jakim zakresie ma to pisać, wypierdolmy następnie również wszystkie wymagane przedmioty, uczniowie sami sobie będą wybierać plan. Bez ustawionego minimum, bowiem byłoby to, hahaha, ciemiężeniem wynikającym z faktu zanikania wolnego wyboru. Argument bzdurny i dziwię się, że wysuwać go może osoba, która na 100% napisała maturę z polskiego, co świadczy o tym, że związki przyczynowo-skutkowe, w tym ich stosowanie i wewnętrzną ich logiczną spójność, powinna wypić z mlekiem matki.


Zajmijmy się jednak logiką - w liście znajduje się stwierdzenie zaprzeczające temu, że matematyka logicznego myślenia uczy. Na to również odpowiem, cytując siebie sprzed chwili: HAHAHAHAHAHA. Moje rozbawienie wynika z faktu, że matematyka JEST logicznym myśleniem. Niczym innym. Natomiast stwierdzenie, że to niedobrze, że bazuje ona na bezmyślnym powielaniu schematów, jest, no, bezmyślne. Zrozumienie matematyki rodzi się bowiem z przyzwyczajenia się do niej, z przyzwyczajenia się do specyficznego sposobu myślenia, do abstrakcyjnego, oderwanego od rzeczywistości spoglądania na, będzie absurdalnie, rzeczywistość. Osiągnąć to natomiast można tylko w jeden sposób - poprzez powielanie schematów, chwilami bezmyślne przecieranie nowych ścieżek neuronowych w naszych rozwijających się mózgach. Jednym przychodzi to łatwiej, bowiem mają pewne wrodzone predyspozycje do tego typu analizowania, inni mają z tym więcej kłopotu. Nie zmienia to jednak faktu, że napieprzanie czterdziestu przykładów tego samego zadania, różniących się tylko i wyłącznie danymi, nie jest bynajmniej stratą czasu. Studiowałem matematykę więc wiem o czym, kurwa, mówię. Pierwszy wykład z analizy matematycznej zrozumiałem pół roku później, wcześniej było to po prostu uczenie się linijek pełnych kwantyfikatorów i greckich literek na pamięć. Zrozumiałem to wszystko natomiast poprzez przyzwyczajenie się do znaczków, które w takiej a nie innej kolejności się pojawiały, przyzwyczajenie to natomiast pociągnęło za sobą magiczne "zrozumienie".

Tak samo zarzut, że matematyka się nie przydaje w życiu codziennym, jest tak nieprawdopodobnie głupi, że aż się w środku skręcam i wywijam na drugą stronę. Jak można być tak ślepym? Matematyka wpływa na cały sposób myślenia, na analizę wszystkiego, co nasze zmysły odbierają, na wszelkie wnioski, które wyciągamy każdego dnia, na sposób interpretacji zdarzeń, łączenia ich w ciągi przyczynowo-skutkowe, na spostrzeganie wszelkich problemów, rozważanie możliwych rozwiązań i tych rozwiązań implementowanie! Jeśli ktoś uważa, że niepotrzebnie się uczy wyznaczać miejsca przegięcia funkcji bowiem nigdy w życiu mu się nie przyda umiejętność wyznaczania miejsc przegięcia funkcji, to znaczy, że jest po prostu TAK GŁUPI, ŻE JA PIERDOLĘ i pewnie dlatego nie radzi sobie z matmą.


Nie zrozumcie mnie źle, nie uważam, że matematyka jest dla każdego. Nie każdy powinien się nią zajmować. Jednak liceum ogólnokształcące ma kształcić człowiek z, no, ogółu. Egzamin dojrzałości ma go natomiast sprawdzać z tego, jak to kształcenie przyswoił. Język polski jest obowiązkowy - na to nikt nie narzeka. Czemu? Bo jesteśmy Polakami, bo Polak musi się umieć porządnie wysławiać, blablabla. I taka jest prawda. Dlatego ja, jako matematyk, który rzygał lekturami i analizowaniem wierszy, a epoki miał tak głęboko w dupie, że aż go w migdałki łaskotały, nie krzyczę, że matura z polskiego powinna nie być obowiązkowa. Może dlatego, że nie byłem za głupi na nią i ją zdałem. Nie wiem. Jest obowiązkowa i być powinna. Matma też. I to z podobnego powodu - nie, nie dlatego, że jesteśmy Polakami, lecz dlatego, że jesteśmy, uwaga, ludźmi! I każdy człowiek powinien logicznie myśleć potrafić. KAŻDY! I matematyka tego uczy jak żaden inny przedmiot. Jeśli ktoś uważa inaczej, to oznacza to, że jest zbyt, hmm, ograniczony (zajebisty eufemizm!), by mu ona w jakikolwiek sposób pomogła. Bo według mnie trzeba być naprawdę niezłą intelektualną pokraką by nie móc się przygotować do egzaminu na poziomie podstawowym z matematyki na tyle, by go zdać na 30%. Kurwa, 30%, znowu wróciło, no nie mogę...

Poziom podstawowy to też niezły śmiech na sali. Ja na swojej matmie miałem podstawy rachunku różniczkowego i całkowego, a oni teraz chcą usunąć pojęcie granicy (chyba że już usunęli, nie wiem)... To jednak zostawmy, program schodzi na psy bo dzieciaki nie potrafią się na czymś skupić dłużej, niż przez pięć minut, a jak czegoś na początku nie rozumieją, to wychodzą z założenia, że należy to zostawić bo jest za trudne. I niech mi nikt nie pierdoli o tym, jakie to matury są wyjątkowo ciężkie, bo je przeglądałem. I jeśli ktoś czegoś takiego nie jest w stanie rozwiązać na 30% (no nie mogę, ten próg mnie będzie rozpierdalać na łopatki przez najbliższe dwa miesiące), to może po prostu nie zasługuje na to, żeby chwalić się średnim wykształceniem. Widać nie jest ono dla wszystkich.

Rozwaliło mnie też stwierdzenie, że dziewczyna rozumie, że jakieś podstawy matmy należy znać, ale, uwaga, "w XXI wieku i tak wszystko zrobią za nas maszyny". Nie wiem czy to trzeba komentować. Ktoś taki miał 100% z rozszerzonej matury z polskiego? Jeśli postulaty w pracy były podobne do tych, to nawet nie chcę wiedzieć, kto to, do jasnej cholery, oceniał.


Na zakończenie mam natomiast taką uwagę: mam wrażenie, że dziwnym zbiegiem okoliczności osoby, które nie mają problemu z matematyką, nie mają też wielkiego problemu z innymi przedmiotami. Polecam zerknąć do dziennika, wyczaić osoby z ocenami 4 i 5 z tego diabelskiego przedmiotu i podliczyć ich średnią. Następnie polecam zrobić dokładnie to samo z osobami o takich samych ocenach z języka polskiego. I im również podliczyć średnią. I je porównać. Wnioski, mimo że wyników mogę się jedynie spodziewać, pozostawiam Wam do przeanalizowania we własnym, domowym zaciszu.

Tak swoją drogą, stwierdzenie "nie chodzi mi o to, że jestem głupia, leniwa i nie chce mi się uczyć matematyki, po prostu walczę o wolny wybór" padające z ust kogoś, kto właśnie oblał maturę podstawową z matmy, brzmi naprawdę zajebiście, ale to zajebiście śmiesznie. Polecam przestać pieprzyć i znajdować wymówki dla własnej niekompetencji i zapierdalać ekstrema funkcji. Polecam również mieć w dupie fakt, że mówi to osoba, która kilkusetstronicowe tablice matematyczne bierze ze sobą do klopa, i się do rady po prostu zastosować. Wyjdzie to wszystkim nam na dobre.

I, podsumowując, takie stwierdzenie (taka moja mała, prywatna hipoteza, której prawdziwości jednak nie będę próbował udowodnić): JEŚLI NIE UDAŁO CI SIĘ NAPISAĆ MATURY Z MATEMATYKI NA POZIOMIE PODSTAWOWYM NA CO NAJMNIEJ 30%, TO NIE ZASŁUGUJESZ NA ŚREDNIE WYKSZTAŁCENIE. I tyle.

8 komentarzy:

  1. Matura z matmy byla analnie prosta. Choc nie ktorzy moga sie czuc lekko wyruchani :D. Jesli ktos spierdolil mature, gdzie trzeba zapamietac kilka wzorow ... co ja pierdole oni mieli tablice ze soba.

    OdpowiedzUsuń
  2. No cóż. Dosyć ostre słowa, jednak zdecydowanie zgadzam się z Tobą. Rzeczywiście, zrozumienie pewnych rzeczy przychodzi dopiero po pewnym czasie. Jeśli chodzi o porównanie ocen osób, to swojego czasu w sieci krążyło porównanie dwóch wykresów - wyniki matury z mat/pol od "humanistów" i od "ścisłowców". Świetnie pokazuje to zjawisko.

    Prawda jest taka że coraz bardziej ludzie głupieją. Studiuję informatykę na pewniej politechnice, mniejsza z tym. Teraz jest moda na zdawanie wszystkiego na "odwał", byle by zdać po najniższej linii oporu, tak samo jak to miało miejsce w liceum. Zero ambicji, wszyscy chcą powielać schematy.

    Pozdrawiam,
    Wykop.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak już coś to po linii najmniejszego oporu a nie po najniższej lini oporu , bo to OPÓR ma być niski czy też mały a nie LINIA :D

      Usuń
  3. (trafiłem z Wykopu)
    Czy by skomentować czyjeś zachowanie trzeba bluzgać? Nie ważne - zgadzasz się z kimś lub nie zgadzasz - bez bluzgów. Rażą Cię jej błędy językowe? Zdecydowaną większość ludzi powinny razić Twoje przekleństwa. Czy jeszcze kilka lat i przekleństwa będą wplatane w rozmowy ludzi "na poziomie"?

    Moim zdaniem dużo gorszym jest to, że list - prawdziwy bądź nie - trafił do gazety bez słowa komentarza. Jeżeli jego autorka napisała go, a jakiś redaktor opublikował, to nie dość, że taka kobieta/dziewczyna istnieje (w to akurat nie wątpię), to jeszcze sito redakcyjne traktuje te żale poważnie i się do nich przyłącza.

    Tak, 30% to żenada, zwłaszcza na tak niskim poziomie zadań. Nie zdawałem matury rozszerzonej, ale na poziomie podstawowym - w 1993 roku bodajże - i z tego co pamiętam próg punktowy wymagany do zdania to było albo 50%, albo 60% - głowy za to nie dam. Może więcej. Dodatkowo w szkole, w której zdawałem maturę, a było to technikum, poziom zdawalności wynosił około 70-80% - rok w rok, najwięcej odpadało na języku polskim, matematyka to jakieś jednostki. Pomijam osoby, które nie przystępowały do matury, bo wiedziały, że jej nie zdadzą.

    Wszyscy, którzy zdali maturę szli na studia i się dostawali - tam gdzie chcieli. Porównując poziom mój, po technikum, ale bez całek i poziom ludzi po kierunkach mat-fiz z liceów brakowało mi tylko całek.

    Poziom się obniża, ludziom nie chce się uczyć, pracować. Częściowo to wina obecnego systemu - formatu matury oraz istnienia gimnazjów. Nie można jednak w całości na to zwalać winy. Nie wiem jaki obecnie procent uczniów bierze korepetycje, ale kilkanaście lat temu był grubo poniżej 10%. Już jako dorosły facet dawałem korepetycje uczennicy z rachunku prawdopodobieństwa, informatyki, algebry. Co gorsze - dziewczyna chodziła do prywatnej szkoły - nie wiem po co...

    I błagam - bez przekleństw. Mnie one rażą, jeszcze.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeklinaj, przeklinaj, kolego, to dodaje pikanterii, podkreśla najważniejsze i sprawia, że momentami na twarzy czytelnika pojawia się drobny uśmieszek. Jak komuś się to nie podoba, ma dziesiątki tysięcy innych blogów, które może poczytać - jest z czego wybierać - ten jest zły? Znajdź inny, nie mów autorowi jak ma pisać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pikanterii to dodaje w rozmowie prywatnej, gdy jest sporadyczne, a gdy jest nadużywane to zaczyna męczyć i zniesmaczać.

    Oczywiście, że autor może na blogu sobie przeklinać ile chce, to rozmowa prywatna, jego myśli, ale przeklinając i krytykując czyjś język zachowuje się jak hipokryta.

    OdpowiedzUsuń
  6. Lepiej bym tego w słowa nie ubrał (mówię o wpisie na blogu), choć przekleństwa mnie też nieprzyjemnie "smyrają".
    Pozwolę sobie na cytat: "Humanistą był Humboldt, był Goethe, student kierunków 'humanistycznych', który żałośnie definiuje humanizm jako negację umiejętności całkowania, humanistą nie jest". :)

    OdpowiedzUsuń
  7. O, już się tak nie podniecaj. Liczby zespolone wymyślił sobie jakiś miglanc, żeby mu łatwiej było liczyć. Gdyby miał kalkulatorek, nie fatygowałby się z nimi. A teraz, jeśli komuś się ich nie uda opanować, to powiesz mu, że głupi i leniwy. Czy ludzie przed wynalezieniem (odkryciem?)całek byli naprawdę głupsi? Tak, wszystko, czego uczą w szkołach, za wyjątkiem prostych rachunków, jest w codziennym życiu absolutnie nieprzydatne. Tak, matematyka jest najlepszą i niezastąpioną gimnastyką umysłu. Mam jej przyznać wyższa rangę niż WF-owi? Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń