sobota, 25 czerwca 2011

I'm Batman

Jestem Batmanem. Nie znaczy to jednak wcale, że zakładam pelerynkę i robię wiochę latając po mieście z maską rodem z zaplecza sex-shopu na twarzy. Po prostu tak mnie od wczoraj kark nasuwa, że ledwo żyję i, co w pewien sposób dla mnie Batmana definiuje, głową w ogóle kręcić nie mogę. Znaczy mogę, ale wówczas syczę i jęczę z bólu, czyli nie mogę. Dziś całą drogę do pracy jechałem i kurwiłem pod nosem w rytm sączących się ze słuchawek Jamiroquai. I muszę przyznać, że kurwi się w ich rytm naprawdę rewelacyjnie.

Co do Batmana to coraz bardziej mnie korci, żeby znowu obejrzeć dwie jedyne słuszne ekranizacje, te burtonowskie oczywiście. Należę bowiem do nielicznego grona ludzi, którzy się nie zachwycają nad nolanowską wersją w Mrocznym rycerzu i którzy ten film oceniają na solidne 8/10 jako film akcji z nutką fantasy i jako 6/10 jako ekranizację komiksu. Jednak miała to być ekranizacja komiksu, stąd 6/10 it is. Film na poważnie o gościu latającym po mieście w stroju nietoperza? Taa.

I na koniec, co do Batmana, to z utęsknieniem wyglądam Arkham City, bowiem pierwsza część, czyli Arkham Asylum, mnie wgniotła w fotel, przeżuła, rozjechała walcem itp. - bez żadnych wątpliwości określam ją mianem najlepszej gry tpp w jaką kiedykolwiek grałem. Druga część ma być natomiast podobno jeszcze lepsza. Tylko czekać trzeba jeszcze ze cztery miesiące...

piątek, 24 czerwca 2011

Nie mogę ci pomóc - jestem czołgiem

Za grami MMO nie przepadałem nigdy. Nie jestem w stanie powiedzieć czemu - chyba chodziło o to, że sens miały one dla mnie tylko wtedy, kiedy grało się ze znajomymi. Ja natomiast znajomych... hmm... nigdy nie miałem. Miałem garstkę przyjaciół. A do tego dochodzili ludzie, których znałem, a z którymi kontakty społeczne kończyły się na "dzień dobry" i "do widzenia". Moi przyjaciele natomiast w gry MMO nie grywali.

Zresztą, nawet gdybym miał z kim pograć, to pewnie i tak nic by z tego nie wychodziło - z bardzo prostego powodu. Nie lubię, kiedy coś decyduje za mnie jak długo mam grać - a w przypadku grania z innymi to w pewien sposób właśnie oni za mnie podejmują decyzję ile spędzimy na tym czasu. W końcu jak się decyduję na rozgrywkę z innym człowiekiem, to muszę go szanować. Nie mogę tak po prostu w połowie napieprzania jakiegoś bossa stwierdzić, że mam to w dupie, wyłączyć komputer i pójść poczytać książkę - w końcu współpraca zobowiązuje. Nie będę złamanym chujem i nie oleję znajomych. Przy założeniu, że ich mam. Taki już jestem. Głupi.


wtorek, 21 czerwca 2011

Dowcipy, których nie ma

Każdy wie, że czasem (a tak naprawdę to cały czas) udawać trzeba. Co udawać? Różne rzeczy. Teraz mam na myśli udawanie, że się jest kimś innym, niż się jest w rzeczywistości. Tak, wiem, Gombrowicz, było, bla bla bla, nie pieprz pan bez potrzeby. Ale ja i tak bez potrzeby pieprzyć będę, bo jak pieprzyć, to tylko bez potrzeby, inaczej to nie pieprzenie.

Do pewnej refleksji skłoniło mnie Radio Kampus, w którym od jakiegoś tam czasu mam przyjemność co jakiś czas pieprzyć - o, znowu! - zupełnie bez potrzeby o różnych głupotach. I tak pieprząc doszedłem do wniosku, że naprawdę miło by było móc popieprzyć o wszystkim, o czym się chce. I nie musieć udawać, że niektóre rzeczy nie istnieją. Bo niemówienie o rzeczach, o których się wie i o których chce się mówić, to udawanie, że ich nie ma. I jest to niesamowicie upierdliwe i denerwujące.

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Wielki kambek

Stwierdziłem, że chyba powrócę w nieistniejącej chwale do płodzenia kolejnej masy nieczytanych przez nikogo wypocin. To nic, że nikt tego nie czyta, gdyż to nie o to mi tak naprawdę chodzi. Wystarczy mi pisanie dla samego pisania. Tak, tak mało potrzeba, bym się jako spełniony pisarz poczuł - niektórzy to mają łatwo.

Tak naprawdę natomiast to tyle rzeczy na co dzień napotykam, które mnie niezmiernie irytują, że muszę w jakiś sposób dać upust swojej frustracji i rozgoryczeniu. Mógłbym walić pięścią w ścianę, ale to boli, więc stwierdziłem, że będę pisać do tejże ściany. Efekt mam wrażenie bardzo podobny, a ręka mnie za to nie będzie napierdalać.

Także możecie spodziewać się kolejnych postów w najbliższym czasie. Nie wiem czemu piszę, że możecie się spodziewać, bo nie ma żadnych "was", jestem jedynie ja i jakaś bliżej nieokreślona ściana, ale pozory profesjonalnego bloga zachować można. Taka moja wersja ubóstwianej przez społeczeństwo sztuki zamiatania pod dywan.