poniedziałek, 7 grudnia 2009

Zabawa w średniego

O tym, że idiotyczne i głupie rzeczy bardzo często sprawiają absurdalnie wielką radość wiadomo nie od dziś. Jednak za każdym razem, gdy szczerząc zęby w uśmiechu z uciechą godną lepszej sprawy sprowadzam się do poziomu uradowanego sześciolatka, fakt ten zaskakuje mnie nie mniej, niż poprzednio. Tym razem dał on o sobie znać w postaci wygłupów dorosłych ludzi, które nazwać można "zabawą w średniego". Na czym owa zabawa polega? Po kolei.

Zacznijmy od tego, że "zabawa w średniego" jest cotygodniową dawką emocji dla ekipy grającej regularnie w piłkę. Mówiąc "piłkę" mam na myśli jedyną słuszną grę wykorzystującą okrągły, napompowany balon, czyli "piłkę nożną", w tym przypadku w wykonaniu halowym. Człowiek mógłby zupełnie zrozumiale założyć, że to właśnie rozgrywka stanowi najważniejszy i dostarczający największej ilości rozrywki punkt wieczoru. Założenie zupełnie logiczne, okazuje się jednak, że wbrew zdrowemu rozsądkowi błędne. Najwięcej rozrywki dostarcza bowiem wyjeżdżanie samochodami z terenu szkoły, w obrębie którego znajduje się wynajmowana przez nas sala gimnastyczna.

niedziela, 6 grudnia 2009

Mieszkaniowe zaćmienie

W skrócie sprowadza się to, co zamieszczone zostało w tytule wpisu, do tego, że w moim mieszkaniu wszelakie urządzenia świecące - a przynajmniej te, u których świecenie jest nadrzędną funkcją - zaczęły zawodzić w sposób zmasowany. Totalnym apogeum jest mój pokój, w którym jedna lampka się rozpada, druga mruga i trzeba ją ustawiać przez pół godziny, żeby przez następne pięć minut świeciła jednolicie, a w żyrandol trzeba walić kijem od szczotki (albo czymkolwiek innym, sprawdza się "jo" oraz replika miecza świetlnego) przez minut dziesięć, żeby zaczął świecić i nie przestał po dwóch. Do tego dochodzi jeszcze przedpokój, gdzie chyba żarówka się przepaliła, ale nie chce mi się szukać drabiny, żeby to sprawdzić, łazienka, gdzie z dwóch świateł jedno przestało funkcjonować, a klosze są tak zamocowane, że boję się je ruszać, bo jeszcze mi się zwalą na łeb jak będę korzystał z kibelka i mnie sanitariusze zobaczą w dość nieciekawej scenerii, a w dodatku w kuchni siada oświetlenie piekarnika. Jeszcze mi zaczną meble latać po pokoju i stwierdzę, że jak nic moje mieszkanie znajduje się bezpośrednio nad starym indiańskim cmentarzem. Chyba zresztą jakiegoś Indianina widziałem pod zlewem.

czwartek, 3 grudnia 2009

"Rewers", czyli polskie ścierwo

Nie sądziłem, że miną niespełna dwa dni, a ja już będę wiedział co chcę na swoim blogu (ja prowadzę bloga... ależ się zeszmaciłem) zamieścić. Są jednak chwile, kiedy człowieka po prostu krew zalewa, szlag trafia, dunder świszcze i cholera bierze - a mnie zalało, trafiło, świsnęło i wzięło jak nic po moim wczorajszym wyjściu do kina. Udałem się na seans z zamiarem zobaczenia filmu Rewers, o którym słyszałem, że jest najlepszym polskim filmem - i to nie tylko z tych, które powstały ostatnio, ale również bardzo dobrze sobie radzi na przestrzeni kilku lat (pojawiało się wręcz słowo "dekada") i określany jest mianem "polskiego kandydata do Oscara".

Kina polskiego nie znam - zatrzymałem się w swojej edukacji na Misiu, Nie ma róży bez ognia, Rejsie, Hydrozagadce i tego typu klasykach naszej nadwiślańskiej kinematografii. Ogólnie na temat polskiego kina mam zdanie dość... niepochlebne - uważam nasze rodzime filmy za półamatorskie ścierwa, które może oglądać jedynie ktoś, kto nigdy w życiu nie widział dobrego filmu. Moje nastawienie było więc identyczne w przypadku Rewersu - byłem niemal pewien, że będzie to po prostu niezjadliwe gówno. Za swoje poglądy zostałem zresztą zbesztany - usłyszałem, że nie mogę się wyrażać w ten sposób na temat czegoś, czego nie widziałem, bo świadczy to jedynie o mojej ignorancji. Próbowałem się powoływać na statystykę i wnioskowanie logiczne, ale moje próby spaliły na panewce i nie spotkały się z żadnym zrozumieniem, co jest tym zabawniejsze, że cała dyskusja odbywała się na wykładzie właśnie ze statystyki (choć muszę tutaj dodać, że była to statystyka wykładana na UW i wepchnięta na siłę ludziom, którzy nie wiedzieliby, czy podczas liczenia pola pod wykresem funkcji mają wykorzystać całkowanie czy różniczkowanie - więc nie można po nich zbyt wiele oczekiwać). Jak już napisałem, zostałem nazwany ignorantem, okazało się jednak, że tak naprawdę byłem prorokiem. Znowu.

wtorek, 1 grudnia 2009

Post nr 1

Powinienem zacząć od stwierdzenia, że nigdy jeszcze żadnego bloga nie prowadziłem - nie mam w zwyczaju spisywać swoich przemyśleń związanych tak z moim wnętrzem, jak i otaczającym mnie światem - i nie mam zielonego pojęcia co się na blogach pisze. Już sam tytuł tego wpisu powinien zasugerować, że autor ma mniej więcej tyle doświadczenia w prowadzeniu dzienników, co w dziedzinie lotów kosmicznych. I rozwiewając wątpliwości co bardziej upierdliwych osób: mam zerowe doświadczenie w dziedzinie lotów kosmicznych.

Tytuł bloga powinien skłonić do wysnucia wniosków, że ja, czyli autor jak się będę szumnie określał (nie ma to jak łechtanie własnej próżności), nie jest raczej człowiekiem radośnie nastawionym do świata i żyjących na nim ludzi. I jest to prawda, jednak połowiczna. Bowiem tak naprawdę jestem do świata nastawiony tak, jak... chciałbym jakieś błyskotliwe porównanie tutaj zamieścić, które pokazałoby jakim to wielkim twórcą i pisarzem jestem, ale niestety nic mi sensownego do głowy nie przychodzi, pozostawię to więc w formie irytującego niedomówienia. Ludzi natomiast nie uważam za głupich, tylko za skończonych debili. Wychodzę z założenia, które to założenie jest empirycznie potwierdzane na niemal każdym kroku, jaki stawiam podczas tego mojego tzw. "życia", że większość istnień ludzkich nie nadaje się do jakiegokolwiek funkcjonowania w jakimkolwiek środowisku, wliczając w nie te, w których rzekomo już funkcjonują. Pokuszę się o stwierdzenie, że 99% społeczeństwa nie zasługuje na miano homo sapiens sapiens. Czyli jest wielka szansa, że o Tobie, mój czytelniku, mam podobne zdanie. Tak, możesz już w tym momencie przerwać lekturę moich wypocin. Nie, nic tym nie stracisz. Są bowiem dwie możliwości: albo jesteś głupi, wówczas nic z tych wspaniałych mądrości, które będę tutaj zamieszczał, nie wyciągniesz dla siebie, albo jesteś inteligentny, wówczas z kolei wszystkie te mądrości sam jesteś w stanie wymyślić (czy też może odkryć? nie, nie będziemy się tutaj bawili w ten oklepany spór filozoficzny - dla mnie możesz twierdzić, że znalazłeś je pieląc ogródek, mam to w przysłowiowym "zadku").