środa, 27 lipca 2011

Chcę pedalski rower

Tytuł brzmi strasznie, wiem. Gdyby jakieś człowiek dwudziestego pierwszego wieku z tolerancją wypisaną na twarzy to czytał, to pewnie zawału by dostał widząc wyraz "pedalski". "Aaaaaaaaaa, homofob, homofob, zabić go, zabić go, niech go wykastrują, nienawidzi ludzi, prostak, aaaaaaaa" i takie tam podobne by zapewne wykrzykiwał chwytając się za odmawiające współpracy serce. Pozwólcie więc, że wyjaśnię zamierzone znaczenie wykorzystanego przeze mnie słowa.

Żeby nie było - pedalski w moim słowniku nie ma tak naprawdę związku z orientacją seksualną człowieka. Już od dawna nie ma. Kiedy patrzę na faceta i myślę "pedał", to wcale nie chodzi mi o to gdzie, co i z kim robi i jakie dziurki są do tego wykorzystane. Pedalskość w moim słowniku wygenerowanym przez lata egzystencji w pewnym pięknym mieście oznacza facetów, którzy są takimi, że tak powiem, cipkami. Trudno mi to opisać, nie wiem co się dokładnie składa na pochwowatość co niektórych samców, jednak zazwyczaj mają z tym związek sweterki w romby, niezawiązywane białe (i nie tylko) szaliki majtające się na szyi w ciepłe dni i disagnerskie torby służące za akcesoria do stroju a nie za sposób transportowania rzeczy. Czasem do wszystkiego dochodzi starannie pielęgnowany "niechlujny" zarost, jakiś beret na głowie, okulary w grubych oprawkach i lans na Krakowskim Przedmieściu. Hmm... Jak tak się zastanowić, to chyba udało mi się to opisać całkiem dobrze...

Podsumowując: są spedaleni geje i niespedaleni geje oraz spedaleni hetero i niespedaleni hetero. To taki mocno niesprawiedliwy podział, bowiem dorzucić powinienem bi-, zoo- i innych fili, którzy też składają się na cały nasz gatunek ludzki, ale mi się nie chce o tym wszystkim pisać, więc pozwolę sobie na to krzywdzące uproszczenie. Osoby posuwające koty mogą się poczuć przez to urażone, ale trudno, przykro mi bardzo.

A, byłbym zapomniał - różowy to JEST pedalski kolor jeśli nosi go facet. Nieważne jakiej jest orientacji. Znaczy facet, nie kolor.


Dobra, wytłumaczyłem się z moich brzydkich, nietolerancyjnych myśli, można więc zaatakować temat przewodni wpisu, czyli rower. Sprawa ma się tak: dwa miesiące temu kupiłem sobie nowego, pięknego crossa po tym, jak mój poprzedni bicykl przestał działać. I to tak mocno przestał działać, bowiem hamulce nie hamowały, przerzutki nie przerzucały, amortyzatory nie amortyzowały a koła... no koła to się akurat kręciły, ale miałem pewność, że jeszcze kilka kilometrów a zaczną się kręcić parę metrów od roweru, co zaowocowałoby pewnie problemem z moim dalszym na nim przemieszczaniem się, gdyby nie fakt, że najprawdopodobniej leżałbym wówczas martwy, rozjechany przez jakiegoś tira. Użyteczna uwaga: jeśli chcecie, by Wasz pogromca szos nie został przedwcześnie zezłomowany, to warto robić mu przegląd częściej niż, hmm, raz na pierdoloną dekadę, jak to miało miejsce w moim przypadku.

Na nowym crossie zacząłem śmigać, m.in. do pracy i z powrotem, co zaowocowało tym, że moja dziewczyna również zapragnęła, byśmy sprawili jej nowy dwukołowy pojazd. Jest to w pełni zrozumiałe, bowiem przez kilka ostatnich lat męczyła się na jakimś gracie zakupionym w hipermarkecie za chyba trzy stówy. Użyteczna uwaga nr 2: jeśli chcesz kupić rower za trzysta złotych, to wyślij mi lepiej pieniądze, a sam popierdalaj na piechotę. Wyjdzie Ci to na zdrowie, za które ja jeszcze nie na swój koszt w dodatku wypiję. Na potworku mej kobiety miałem okazję kilka razy się przejechać. Nie dość, że miał czucie pieprzonego kamienia, to jeszcze jazda po czymś w jakimkolwiek stopniu mniej równym niż asfalt sprawiała doznania podobne do tych, jakich można doświadczyć napierdalając kijem od golfa w swoje własne nerki.

Wykorzystując pewne znajomości udało mi się dorwać fajny, miejski rowerek po obniżonej cenie, w sam raz dla dziewczyny: ciemny, brązowy kolor ramy plus oczojebnie niebieskie akcenty w postaci błotników i ochronki na łańcuch, a do tego wściekle białe rączki kierownicy - brakowało tylko jakichś frędzelków. Mówiąc krótko: wizualny koszmarek, który dziewoi pasuje idealnie, a facetowi jak pięść do nosa.


Jakież było moje zdziwienie, gdy dosiadłem tego kolosa i po zrobieniu dziesięciu kilometrów nie chciałem z niego zsiąść - tak mi się wspaniale na nim jechało! Pierwszy raz w życiu nie czułem potrzeby zapierdalania na złamanie karku jakby mnie stado błyszczących wampirów ścigało - po prostu dystyngowanie sunąłem przed siebie, w pogardzie mając cały świat gdzieś tam w dole majaczący, nie przejmując się niczym i nikim. Mam wrażenie, że tak właśnie bym się czuł, gdyby w moje ręce wpadł jakiś cadillac z lat sześćdziesiątych, jeden z rodzaju tych szerszych niż dłuższych, którym płynąłbym kilkaset mil prosto przez jakąś zapyziałą amerykańską równinę.

Byłem tak pozytywnie zafascynowany pojazdem, który przyszło mi dosiadać, że naprawdę zupełnie nie przeszkadzało mi to, że wyglądam na tym dziewczęcym tworze jak jakaś zniewieściała cipka. Rower dał mi niewrażliwość na złośliwe komentarze społeczeństwa - był tak niesamowicie wygodny i prowadziło mi się go z taką przyjemnością, że naprawdę idiotyczny mój na nim wygląd przestał mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie. Wtedy wykrzyknąłem: "Ja chcę pedalski rower!". Znaczy w głowie wykrzyknąłem. Nie krzyczę głupot wśród ludzi, zostałem odpowiednio uwarunkowany. Czasem mi z tym źle.

Przez moment miałem ochotę zatrzymać się na chwilę na boomie na holenderskie rowery - mnoży się ich wszędzie krocie, dziewczyny w sukienkach w groszki i faceci w beretach zapieprzają nimi w tę i z powrotem. Doszedłem jednak do wniosku, że znając mnie to znów nawpieprzam znaczków na kilka stron, a wówczas tego wpisu to do końca już nikt nie przeczyta, więc dałem sobie spokój. Będzie o tym następnym razem. Tylko wymyślę jakiś chwytliwy tytuł, bo chwilowo w głowie mam tylko "Jebani pozerzy i ich jebane akcesoria", a to raczej nie przejdzie. Raczej.

PS. Pierwszy rower to mój crossik, drugi to miejszczak mojej dziewczyny. Tak w ogóle to polecam Krossy, dobre rowery za w miarę sensowne pieniądze.

1 komentarz:

  1. PT Autorze,

    troszke to nie na temat ale prosze Cie nie zestawiaj wiecej slowa "cipka" z hipsterem w grubych oprawkach. Wyrzadzasz w ten sposob olbrzymia krzywde slowu "cipka". Tak wiele poswieciles tlumaczeniu sie ze "spedalonego", a zupelnie umknelo Ci, jak niecnie sprowadzasz pochwe do roli degradujacego rzeczownika.

    wstretne to i wielce antykobiece, czy wrecz anty-cipkowe (a o antycipkowosc nie smiem Cie nawet podejrzewac, skoro piszesz, ze dziewczyne posiadasz).

    m.

    OdpowiedzUsuń