niedziela, 4 września 2011

Debaty, czyli jak się wkurwić w piątkowy wieczór

Przedwczoraj popełniłem błąd, którego udawało mi się unikać od naprawdę długiego czasu. Z jakichś nieznanych mi powodów włączyłem telewizor i, natykając się na TVN24 i zaczynającą się debatę polityczną, nie przyjebałem krzesłem w telewizor tylko z ciekawości postanowiłem posłuchać. I dziś żałuję bardzo, ale to bardzo mocno, że nie złapałem za to jebane krzesło.

Na pewno są ludzie, którzy stwierdzą, że człowiek na poziomie musi się orientować w sprawach politycznych naszego, i nie tylko naszego, kraju, ma obowiązek znać ludzi rządzących, programy partii i śledzić rozwój relacji grona wybranych, odpowiedzialnych za kształtowanie się naszej rzeczywistości. Bo inaczej jest ignorantem, który nie ma prawa narzekać, bo nie wie o czym, do kurwy nędzy, mówi. No więc ja ignorantem jestem. I narzekać będę. Bo żeby narzekać na to, na co ja narzekam, ignorantem być można. Wystarczy umieć logicznie myśleć.


W skrócie: postuluję o wprowadzenie obowiązkowych debat politycznych, w których powinni brać udział wszyscy pretendujący do rządzenia naszym pięknym, nadwiślańskim państwem. Podczas takiej debaty, prócz osoby prowadzącej, zadającej wcześniej przygotowane pytania, powinien siedzieć jakiś kafar pokroju Pudzianowskiego. Zadaniem tegoż kafara byłoby jedynie podchodzenie i przypierdalanie wypowiadającej się osobie prosto w twarz, jeśli ta nie odpowiada na zadane jej pytanie, tylko leje wodę i pieprzy nie związane z niczym głupoty.

Piątkową debatę na temat stanu polskiej służby zdrowia wytrzymałem całe 5 minut. Na pytanie pierwsze - o to, skąd wziąć dodatkowe pieniądze na służbę zdrowia - odpowiedział tylko Marek Balicki. Kopacz, Fedak i Sośnierz pierdolili bez ładu i składu, a ja siedziałem oniemiały zastanawiając się ilu ludzi naprawdę się zorientowało, że oni bezczelnie zlewają zadane im pytanie, a w zamian odpowiedzi serwują garść populistycznych haseł przygotowanych dla ćwierćinteligentów, bo chyba tylko tacy nie zorientowaliby się, że ktoś ich bezczelnie robi w chuja.


W moim wymarzonym scenariuszu ta trójka wróciłaby do domu z opuchniętym twarzami, a naród wiedziałby, że są to ludzie, którzy uwielbiają uprawiać sztukę zamiatania pod dywan i że należy trzymać się od nich jak najdalej.

Po pierwszym pytaniu wysiadłem i przełączyłem na reklamę proszku do prania. I czułem się o wiele mniej gwałcony niż przed chwilą.

Tak swoją drogą, to mam jedną uwagę na temat partii PJN, a konkretniej nazwy. Polska Jest Najważniejsza. Podziwiam, naprawdę podziwiam tych, którzy ją wymyślili. Polska Jest Najważniejsza. Dla politycznej partii w Polsce. Czapki z głów, naprawdę. Faktem jest, że gdybym miał do wyboru partie Polska Jest Najważniejsza i Urugwaj Jest Najważniejszy, to pewnie bym zagłosował na tę pierwszą. Chociaż pewien nie jestem.

1 komentarz:

  1. słusznie przełączyłeś bo od połowy to już nawet nie mówili o polityce spolecznej i służbie zdrowia tylko o PKB i kryzysie :D

    OdpowiedzUsuń